Oprócz Kajetana Kajetanowicza, w 26. Rajdzie Rzeszowskim dobrze spisali się także inni zawodnicy Automobilklubu Polski. Jan Chmielewski z Michałem Majewskim w BMW R+ MAXI okazali się najlepszą z załóg w rundzie Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski w klasie aut napędzanych na jedna oś. Wygrali oczywiście Open 2WD.
Świetnie wypadł powrót do ścigania się Macieja Lubiaka z Maciejem Wisławskim w Subaru Imprezie WRX STi. Załoga AP wygrała triumfowała w klasie Open N, będąc sklasyfikowana na 11. miejscu w „generalce”. Tuż za nimi w tabeli znalazł się Łukasz Byśkiniewicz z Tomaszem Borko w Oplu Adamie R2. W swojej klasie (4) stanęli na najniższym stopniu podium.
W klasie 3 triumfowali Grzegorz Bonder i Jakub Gerber (Renault Clio RS), którzy zajęli w rajdzie wysokie, trzynaste miejsce. Arkadiusz Kula i Jarosław Janasz (BMW E30) dominowali w klasie HR+3000. Druga pozycja w 4N należała do Patryka Osowieckiego i Pawła Piczaka (Honda Civic). Na podium (3 lokata) ukończyli zmagania w Open N Dariusz Krupa i Mateusz Martynek (Ford Fiesta Proto).
Andrzej Borkowski i Piotr Białowąs (BMW M3) w Open 2WD dojechali tuz za podium. Za nimi byli Bartosz Kołdej i Kacper Pietrusiński (Renault Clio).
Jarosław Szeja po raz pierwszy w tym sezonie nie osiągnął mety zawodów w których startował – rozbity Ford Fiesta R5 po wypadnięciu z trasy nie nadawał się do dalszej jazdy.
Maciej Lubiak: Muszę przyznać, że namęczyłem się na tym rajdzie. Było bardzo ślisko i strasznie gorąco. To był naprawdę trudny rajd. Wczoraj za dużo nie pojeździliśmy, ale dziś wszystko szło zgodnie z planem i zaliczyliśmy komplet kilometrów. Nasza taktyka polegająca na spokojnej jeździe przyniosła dobre efekty. Czuję jednak niedosyt prędkości i dynamiki. Mam nadzieję, że pod koniec roku uda się to poprawić. Na razie jest to cały czas nauka. Wielki Wiślak bardzo pomógł mi w tym powrocie, ponieważ był całkowicie bezbłędny. Wspólnie poradziliśmy sobie bardzo dobrze i przejechaliśmy bardzo cenne kilometry. Musimy teraz przeanalizować te zawody i wyciągnąć wnioski z błędów, których było dość dużo w ten weekend. Podczas najbliższych testów popracujemy nad ich wyeliminowaniem. Przed nami mój ulubiony Rajd Dolnośląski, na którym postaram się jechać szybciej.
Maciej Wisławski: Jestem pełen podziwu dla konsekwencji Maćka. Na ten rajd wrócił przecież prawie po dziesięciu latach przerwy. Jestem bardzo zadowolony, że dojechaliśmy do mety i utrzymywaliśmy się na drodze bez żadnych sensacji oraz problemów. Ten sport jest wybitnie trudny i ekstremalny, bardzo łatwo tu o błąd. Jednak Maciek przez ponad 200 kilometrów większych błędów nie popełniał. Bardzo się cieszę, że jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy i oby tak dalej.
Jarek Szeja: Niestety, po raz pierwszy w tym sezonie, zabraknie nas na mecie. Na odcinku Lubenia załoga jadąca przed nami wypadła z trasy. Ich rozbity samochód wystawał na drogę, ale mogliśmy go zauważyć dopiero wyjeżdżając z dużą prędkością z zakrętu. W tym momencie nie było już szansy na uniknięcie zderzenia i sami zakończyliśmy jazdę na poboczu z rozbitym przodem. Jak widać w ferworze walki na odcinku nie wszystko można przewidzieć. Najważniejsze, że ucierpiały tylko samochody, a nikomu z nas nic się nie stało. Szkoda mi jednak tego, że rajd tak szybko się dla nas skończył, bo bardzo liczyłem, że przejedziemy dziś wszystkie odcinki. To miały być ważne testowe kilometry przed Rajdem Barum i szansa żeby potwierdzić nasze wczorajsze, dobre tempo i powalczyć z mocnymi rywalami. Niestety stało się inaczej, ale prawdę mówiąc, jeśli nie dało się tego uniknąć, to był to najlepszy moment. Na szczęście nie straciliśmy punktów w Mistrzostwach Czech. Przed Rajdem Barum dostaliśmy ostrą szkołę i zimny prysznic, ale wiemy po tym weekendzie dużo więcej. Jesteśmy świadomi, co jeszcze trzeba poprawić. Nie pozostaje nam nic, jak skupić się na przygotowaniach do Rajdu Barum. Żałuje tego, że nie mogliśmy dziś pokazać się polskim kibicom. Wiem, że mocno na nas liczyli, ale wierzę, że zrewanżujemy im się podczas czeskiej rundy FIA ERC.
Łukasz Byśkiniewicz: To był szalony i nerwowy rajd. Dużo niepokoju spowodowały liczne wypadki i odwoływane odcinki specjalne, na które musiały wjeżdżać karetki. Aż 4 razy, gdy staliśmy na starcie zapięci w pasy byliśmy proszeni o zawrócenie i pojechanie drogą alternatywną. To bardzo wybija z rytmu. Dlatego cieszę się, że zachowaliśmy zimną krew i na sobotnim etapie pokazaliśmy dobre tempo wygrywając odcinki w Mistrzostwach Polski, a w Mistrzostwach Europy ustępowaliśmy tylko kierowcom fabrycznym. Kiedy rozkręcaliśmy się dopadł nas pech. Awarii uległo wspomaganie kierownicy. Aż 4 kręte odcinki specjalne jechaliśmy bez „wspomy”. To było niesamowite. Najgorsze były nawroty i szybkie partie, gdzie bardzo wyrywało kierownice. Sporo ryzykowaliśmy bo trudno bez wspomagania kontrować i utrzymywać linię jazdy. Daliśmy rade i bardzo cieszymy się z 3. miejsca w naszej klasie, a dzięki zdobytym punktom awansowaliśmy na 2. miejsce w punktacji sezonu.
Tomasz Borko: Tegoroczna edycja Rajdu Rzeszowskiego w moim odczuciu była bardzo specyficzna. Wiele załóg nie poradziło sobie z arcytrudnymi odcinkami specjalnymi i poważnie uszkodziło swoje samochody. Mimo awarii jestem bardzo zadowolony z wyniku i bardzo dziękuję za gorący doping.